Wybrałem sie corsiną do Wiednia. Po drodze w ogóle nie działało mi ogrzewanie(to po ostatniej wymianie płynu i korka zbiorniczka), temperatura silnika (jak zwykle od pewnego czasu) na niebieskim polu.
W Czechach w pewnym momencie widzę za sobą chmure białego dymu, wskaźnik temp na srodku czyli silnik max rozgrzany. Szybko stanąłem, pierwsza myśl - padła uszczelka pod głowicą...
Po oględzinach okazało się, że pekł mi wąż łączący górę chłodnicy z silnikiem, ten krótki zakręcony(uszczelka ok). Zjechałem do najbliższego miasta i zacząłem poszukiwań czegoś podobnego. Jechałem ok 3km i kilka min postoju bo silnik ył praktycznie bez chłodzenia, wentylator "zmostkowałem" na stałe. Znalazłem w końcu "autovrakowisko". Szrot z prawdziwego zdażenia i dostałem potrzebny wąż za 200 koron.
Poskładałem wszystko, zalałem 4l wody(to było pod reką tylko) i w dalszą drogę. Dalej wszystko było ok. Wróciłem też normalnie do domu z Wiednia. Co ciekawe:
- od tego zdarzenia auto zaczeło mi normalnie super grzać w środku
- silnik w czasie pracy utrzymuje wreszcie roboczą temp. pracy co zaowocowało spalaniem poniżej 7l gazu na trasie(do tej pory min. 10l)
- nie wyrzuca mi na razie nigdzie płynu(wczesniej wyrzucało przez ten wąż który pękł a nie przez chłodnicę jak podejrzewałem)
- niestety nie ustąpiło charakterystyczne "bulgotanie" w układzie po zapaleniu zimnego silnika(ustaje po rozgrzaniu i przejechaniu kilku, kilkunstu km.)
Nie jest więc wszystko tak jak być powinno
