wracalem dzis od Flippera z sylwestra i szlag mi trafil combo

zdechlo 50km przed domem i dalsza droge odbylem na lawecie

jak wyjezdzalem z Suchej to combo zachowywalo sie jak dzikie, prawie wszystko zamarzlo w nocy (np. wskaznik poziomu paliwa, odpowietrzacz baku, zamki, szyby od wewnatrz itp. itd.), po uruchomieniu wariowala temperatura silnika, przy 93 zalaczala sie dmuchawa, do srodka wogole nie lecialo cieple powietrze, jak juz pojechalismy to jakos sie wszystko uspokoilo, od czasu do czasu zapala sie kontrolka "Check Engine", 100km przed awaria zdechlo ogrzewanie (mimo ze temp silnika byla okolo 100st to do srodka nie lecialo nic cieplego

po za tym temperatura silnika strasznie wariowala i wskazowka latala pomiedzy 90 a 110) no i tak jak juz na poczatku wspomnialem 50km przed domem silnik zgasl jak by zabraklo wachy (100km wczesniej zalalem 10 litrow tak na wszelki wypadek bo mi wskaznik nie dzialal a w baku bylo jeszcze 40), potem 40min czekania na lawete i w koncu jakos dotarlem do domq, jutro z ranka smigam do serwisu
